Teresa Wallis-Joniak - Malarstwo przeżyć i wzruszeń
Wystawa obrazów jest dla ich autora wydarzeniem ważnym, któremu towarzyszą zawsze duże emocje , zamyka pewien etap pracy i poddaje jej efekty publicznej ocenie. Artysta wierzy, że jego wysiłki twórcze znajdą zrozumienie i akceptacje u odbiorców. Dzieło, które przez długi czas powstawało w odosobnieniu staje się dostępne odbiorcy, jego autor poddany publicznej konfrontacji, zaś jego wrażliwość trudnej próbie. Wydawać by się mogło zatem, że każdy malarz weźmie to wcześniej pod uwagę i tak pokieruje swoim działaniem, aby oczekiwania odbiorcy zadowolić.
Nie jest powinnością sztuki spełnianie oczekiwań. Powinna dawać nam to nie oczekiwane. Tak się już dzieje na etapie tworzenia obrazu. To właśnie twórca obrazu pierwszy uczestniczy w tym ekscytującym procesie dziania się, tworzenia się czegoś nowego, odkrywania, również przez niego nie znanej do końca jakości. I nie ma znaczenia jak długą do tej pory przeszedł drogę, jakie jest jego doświadczenie warsztatowe, skala wrażliwości, z jakich źródeł czerpie inspiracje. Ważnym natomiast jest by nie dać się uwieść pozorom łatwego efektu i w ten sposób zagubić prawdę o tym co jest przedmiotem tworzenia.
Każdy malarz czerpie z innych źródeł inspiracje do swych dzieł i każdego cechuje inna skala wrażliwości. Dlatego mamy tak różnorodne malarstwo. Jest jednak w tym rzecz wspólna – to co chce wyrazić poprzez swój obraz, musi być wiarygodne dla niego i dla odbiorcy. Nie może zatem ulec żadnym kompromisom, ale pozostać wierny inspiracji. Jest to proces jednakowo trudny jak fascynujący. Podążanie za tym ledwo wyczuwalnym śladem i nadawanie mu właściwego kształtu daje uczucie satysfakcji i spełnienia. Nie ma tu miejsca na chęć przypodobania się komukolwiek. Jest w tym natomiast zawarte ryzyko, że nie zostanie się właściwie zrozumianym, ale jest to cena jaką trzeba ponieść.
Szukając ongiś klucza do malarstwa Teresy Wallis-Joniak starałem się często zaglądać do jej pracowni, popatrzeć jak pracuje, słuchać. Artystka należy do wybitych twórców swego pokolenia. Nigdy bym się nie odważył podsumowywać jej życia i doświadczenia, jakże nazwać coś, co jest niedefiniowalne? Ale do kilku odpowiedzi na pytanie jaką malarką jest Teresa Wallis-Joniak upoważnia mnie nie tylko długoletnia przyjaźń z artystką, ale także wnikliwa obserwacja jej twórczości.
W moim odczuciu punktem wyjścia jej twórczości jest wiara, że odczucie dzieła sztuki jest równe jego zrozumieniu. Inaczej niż w nauce, gdzie prawdy trzeba wiedzieć i udowodnić – w sztuce poznanie świata odbywa się poprzez odczucie. Bez względu na to czy maluje pejzaż, portret czy martwą naturę, akt twórczy artystka uznaje za mozół przede wszystkim intelektualny, polegający na określeniu odczucia towarzyszącego poznaniu.
Następny etap – to szukanie najlepszych, najbardziej odpowiadających odczuciu środków artystycznych i materiału jakimi artystka dysponuje. A są to przecież środki bardzo skromne, płótno, pędzel, farby. Dlatego sądzę, że Teresa Wallis-Joniak pracuje nad obrazami bardzo powoli, wkłada weń maksimum pracy intelektualnej, analitycznej głównie. Przełożyć odczucie, całą jego wewnętrzną , nieuchwytną złożoność na elementy materialne, optyczne i skomponowanie z owych elementów całości – to piekielnie trudne zadanie stojące przed artystką. Jeszcze inna trudność to przemijanie i zmienność świata oraz samego człowieka. Według Teresy Wallis-Joniak człowiek przez całe życie staje się na nowo, zmienia się fizycznie i psychicznie. Zgodnie z zasadą, że nigdy nie można wejść do tej samej rzeki. Stąd i malowanie obrazu, na przekład zobaczonego kiedyś pejzażu, nie jest aktem jednolitym. To wielka liczba faz nazywanych prozaicznie dniami pracy artysty. Teresa Wallis-Joniak nigdy nie formułowała definicji, manifestów i teoretycznych ram swej twórczości. Wprawdzie uważa, że malarstwo jest sposobem czy formą zapisu samego siebie, ale to co na płótnie pozostaje stanowi zaledwie cząstkę życia, przeżyć, myśli z których większość jest nieprzekładalna na język barw. Tak to prawda, że im dalej wchodzi artysta w czas gęstnieją pewniki i prawdy uznane, ale praca artystki w gruncie rzeczy była i jest nieustanną drogą ku wolności twórczej. A wolność twórcza to samotność.
Oczywiście Teresa Wallis-Joniak zdaje sobie sprawę z tego, że malowanie obrazu opiera się o pewną doktrynę, o metodę możliwą do bliższego określenia. Jak każde dobre malarstwo, tak i obrazy Teresy Wallis-Joniak cechuje wieloznaczność. Mogą je smakować nie tylko myśliciele od transcendencji czy zaprzysiężeni miłośnicy doskonałej formy, ale również przeciętni odbiorcy sztuki, którzy traktują materię malarską bardziej powierzchownie. Jest to po prostu sztuka robiona po Bożemu. Bez żadnych kodów, efekciarstwa, formalnych sztuczek czy tym podobnych pułapek. To nie tylko dobre, lecz piękne malarstwo. Pogodne, optymistyczne, radosne, ukazujące urodę śródziemnego krajobrazu w całej kolorystycznej klasie. Fascynuje w nim swoisty hołd oddawany Stwórcy za bogactwo ziemi i przyrody. Można się zatrzymać właśnie na tym poziomie odbioru obrazu artysty nie wnikając w jego paranie ze światłem i kolorem. W przekładanie materii malarskiej na pytania i kwestie eschatologiczne i egzystencjalne. Współczesna sztuka specjalnie nas nie rozpieszcza. Lubi szokować, prowokować, drażnić jak twierdzą artyści – pobudzać do myślenia. Z tym pobudzeniem różnie bywa, bo jeśli zamiast głębokiej refleksji dzieło wywołuje w nas instynktowne oburzenie, wówczas trudno w ogóle mówić o sztuce.
Teresa Wallis-Joniak należy do artystów, którzy praktycznie nie myślą o reakcji odbiorcy. Jej malarstwo jest osobiste, świetliste, kolorystycznie bogate i radosne. To romantyczna apoteoza życia i piękna. Obrazy artystki przypominają rzecz zdaje się zupełnie zanikłą – że świat można malować z zachwytem. Proponują spokojne radosne trwanie bez dziejowych burz, optując za takimi jak lekkość, piękno, harmonia, naturalność. Podstawową zasadą w obrazach Teresy Wallis-Joniak jest niepoddawanie się bezradności i rozpaczy.
Oczywiście można opisywać słowem, co widzimy na obrazie, podobnie jak w przypadku dzieła literackiego zadajemy sobie wypracowanie pod hasłem: co autor chciał w utworze powiedzieć. Obraz przemawia językiem przenośni, a więc trafia do uczuć, podświadomości, intuicji. Jeśli zatem próbuję werbalnie charakteryzować płótna artystki, mam świadomość, iż nie jest to przekład, a jedynie zasygnalizowanie w jakim kierunku idą filozoficzne poszukiwania Teresy Wallis-Joniak. Jest to bowiem malarstwo, które oscyluje pomiędzy gamą dźwięków a gamą barw, miedzy szumem Ziemi a szumem Kosmosu. Artystka przy pomocy znaków malarskich przedstawia swoje wnętrze, swoje intelektualne i intuicyjne odbieranie sygnałów życia, śmierci i po-śmierci. Nie ma w tym malarstwie buntu, kreacji nowych światów, eksperymentu – jest natomiast dążenie do znalezienia choć cząstki odpowiedzi na pytania, na które owej odpowiedzi nie ma, do ładu, spokoju wewnętrznego. Dwoistość świata jest oczywista – forma i treść, światło i cień, dobro i zło, duch i materia. W tym kręgu się poruszamy, w tę dwoistość jesteśmy wpisani i w niej rodzi się sztuka Teresy Wallis-Joniak.
Pragnę zwrócić jeszcze raz uwagę na wielowymiarowość jej malarstwa, na równie dobrą sztukę intelektualnych poszukiwań oraz uogólnień jak kolorystycznie wyciszony, a jednocześnie utkany z gęstych plam – pejzaż. Jest w tej dwoistości artystka wierna tradycyjnemu językowi malarstwa, a jednocześnie – na wskroś nowoczesna. Tym samym Teresa Wallis-Joniak udowadnia, że w pierwszym rzędzie ważne jest to, co sztuka chce powiedzieć, a potem dopiero twórca może się zastanawiać: jak? Wystudiowana, wysublimowana i ekscentryczna forma, przez którą z trudem przebija się treść i myśl – najczęściej nie mówi nic, lub zgoła pozuje i kłamie. To właśnie radość koloru w pejzażu najlepiej się przekłada na radość tworzenia i odbioru dzieła. Dla mnie to jest jedna z najbardziej optymistycznych prognoz na temat rozwoju współczesnej sztuki, jaką udało mi się na płótnach ostatnio zobaczyć.
Nie ma w niej żadnej pozy, mistyfikacji czy taniego eksperymentu, ale naturalne szczere opowiadanie samej siebie przez obraz, poprzez przeżycia malowanego fragmentu planety, ojczyzny, żywiołu. Twórczość tak głęboka, wielowarstwowa i oryginalna nobilituje naszą galerię, a bywalcom Banku i koneserom malarstwa uświadamia, że możliwości i siła oddziaływania sztuki są praktycznie nieograniczone. Jesteśmy zaszczyceni, że w Galerii Krakowskiego Banku Spółdzielczego już po raz czwarty możemy gościć znakomitą artystkę. Mam nadzieję, że będzie mogła znowu powtórzyć tę ucztę.
Jerzy Skrobot
Komisarz Galerii KBS