logo
Październik 2018

Allan Rzepka – Trzech w jednym

Praktycznie wszystkie dzieci lubią bawić się kredkami i farbami, co zwykle wywiera destrukcyjny wpływ na porządek w mieszkaniu. U większości pociech to upodobanie szybko przemija z wiekiem, a jedynie u dość nielicznych stopniowo przeradza się w decyzję profesjonalnego zainteresowania malarstwem i poświęcenia się zawodowi krytyka, marchanda, kustosza – ewentualnie tworzącego tę sztukę artysty. Wypada tu przypomnieć, że w latach pięćdziesiątych droga do artystycznej kariery była, jak w znanej piosence Wojciecha Młynarskiego, „nawet prosta, ale wyboista trochę”. Z jednej strony państwo zapewniało chętnym do nauki dzieciom bezpłatną, powszechnie dostępną i zwykle dość kompetentną opiekę pedagogiczną w szkole i poza szkołą – na przykład w placówkach takich jak Miejski Ośrodek Prac Pozalekcyjnych, w zajęciach którego uczestniczył Allan Rzepka. Z drugiej, lansowanym kierunkiem twórczym był socrealizm, który młodego człowieka zorientowanego już trochę w kanonach estetyki mógł skutecznie od malarstwa odstraszyć, a niezorientowanego zachęcić do względnie łatwego, lecz zgubnego dla rozwoju twórczej osobowości naśladownictwa. Nie bez znaczenia były również przeszkody w rodzaju marnej jakości oraz małego wyboru farb i przyborów malarskich, jak również niskiego poziomu rodzimej poligrafii. Reprodukcje obrazów w poświęconych sztuce książkach i wydawnictwach prasowych były prawie wyłącznie czarno-białe, co w praktyce wykluczało zdobycie jakiegokolwiek rozeznania np. w walorach malarstwa postimpresjonistów.

Łut szczęścia sprawił, że po przekroczeniu progów krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych Allan Rzepka trafił do pracowni profesorów w pełnym tego słowa znaczeniu wybitnych. Andrzej Stopka – jeden z twórców zjawiska nazwanego „krakowską szkołą scenografii”, mentor takich artystów jak Andrzej Kreutz-Majewski, Krzysztof Pankiewicz, Jan Polewka i Kazimierz Wiśniak – wspólnie z Kazimierzem Dejmkiem zrealizował szereg teatralnych premier, z których każda miała rangę artystycznego wydarzenia szeroko dyskutowanego w całym kraju. Był także autorem grafik na pierwszy rzut oka kojarzących się ze zwykłymi karykaturami, ale w swej istocie genialnie opisujących osobowość modela. Z kolei Czesław Rzepiński już przed wojną wystawiał swoje obrazy w renomowanych galeriach paryskich, a jego renoma jako malarza i jako erudyty władającego biegle kilkoma językami tudzież filozofa sztuki sprawiła, że niezbyt obawiał się następstw złych humorów budowniczych „ustroju sprawiedliwości społecznej” i nie musiał tworzyć obrazów zgodnych z ich gustem ani wpajać złych przyzwyczajeń swym wychowankom. W moim mniemaniu Allan Rzepka w bardzo różny i w obu wypadkach niekonwencjonalny sposób wykorzystał kontakt ze swoimi znakomitymi mentorami; wspomniany na początku akapitu „łut szczęścia” był zarazem wielkim wyzwaniem, które podjął i zwycięsko pokonał wszelkie wynikłe stąd problemy.
Każda moneta posiada awers i rewers; z jednej strony pozbawieni tradycji bylibyśmy wciąż barbarzyńcami, mażącymi kolorową glinką i sadzą po ścianach jaskiń, z drugiej – im bogatsza i piękniejsza tradycja, tym silniej kusi wygodny epigonizm i tym trudniej podjąć decyzję o wyborze własnej drogi. Parokrotnie mieliśmy już takie sezony w dziejach polskiej sztuki. Doskonałość realistycznych ujęć scen rodzajowych i pejzaży, nastrojowość oraz wyrafinowany koloryt płócien rozchwytywanych na rynku sztuki „monachijczyków” – Józefa Brandta, Aleksandra Kotsisa, Romana Kochanowskiego, Aleksandra i Maksymiliana Gierymskich – budziły zachwyt, zazdrość i… respekt. Aby malować po swojemu, wykształcić własną osobowość, należało podjąć ogromne ryzyko, ponieważ często dopiero po wielu latach poszukiwań i eksperymentów staje się oczywiste, kto nosił w sobie i umiejętnie rozdmuchał iskrę talentu, a kto od początku był jej pozbawiony i wysiłek rozdmuchiwania spełzł na niczym.
Taką trudną decyzję podjął w swoim czasie sam Czesław Rzepiński, włączając się w nurt postimpresjonistyczny dopiero w latach trzydziestych XX wieku, czyli wtedy, gdy przez Polskę przeszła już rewolucja konstruktywistyczna, a Europa miała za sobą wystąpienia kubistów, futurystów i manifesty surrealistyczne. Z zainteresowaniem przeglądałem album poświęcony Czesławowi Rzepińskiemu i jego uczniom; zwróciłem uwagę, że na większości reprodukowanych tam obrazów wycisnęła piętno silna osobowość profesora. Nie dostrzegłem w tym nic zdrożnego, ponieważ były to obrazy co najmniej dobre; używając geograficznej metafory, przywodziły na myśl różniące się między sobą strumienie wspólnego dorzecza. Allan Rzepka zdecydował jednak, że skoro jego profesor już wiele lat wcześniej osiągnął efekty perfekcyjne, on nie będzie występował w roli echa, lecz pójdzie w całkiem innym kierunku. Poszedł – i osiągnął sukces.
Nie naruszając zasad logiki można wysnuć wniosek, że medycyna jest działem biologii, bo człowiek to żywy organizm, biologia jest działem chemii, bo funkcjonowanie każdego żywego organizmu jest wypadkową przebiegających tam reakcji chemicznych, a chemia działem fizyki, bo reakcje chemiczne polegają na zmianach przestrzennego rozkładu elektronów walencyjnych. Jest to rozumowanie poprawne, aczkolwiek całkiem bezużyteczne, ponieważ wychodząc z opisu stanu energetycznego elektronów nie potrafimy uzasadnić potrzeby zaaplikowania pacjentowi lekarstwa na kaszel – choć nie da się wykluczyć, że w odległej przyszłości będzie to zadanie wykonalne. Analogicznie, jest możliwe, że kiedyś tam uda się krok po kroku prześledzić, jakie przemiany dokonały się w mózgu Allana Rzepki na szlaku wiodącym do reguł budowania własnych obrazów, ale na razie musimy po prostu skonstatować, że uzyskał to, o czym tylko marzy większość jego mniej utalentowanych kolegów, a mianowicie rozpoznawalność swoich dzieł – bez stosowania prostackich i na dodatek często zawodnych chwytów w rodzaju epatowania okrucieństwem, wulgarnym erotyzmem, profanowaniem powszechnie znanych dzieł dawnej sztuki. Przy okazji zademonstrował na własnym przykładzie, iż teoretycznym definicjom podlegają wyłącznie dzieła przeciętne, bo wśród wybitnych znajdzie się zawsze element, który nie mieści się w stworzonej przez krytyków szufladce. Za wisienkę na torcie należy uznać fakt, że Allan Rzepka chętnie łączy prace olejne i rysunki w cykle, którym sam nadaje tytuły; przynajmniej niektóre z nich – na przykład Środowisko stołu, Trofea na koniec wieku, Powidoki wieku męskiego, Areny i papierowe ptaki sugerują, że gdyby znalazł czas i ochotę na zajęcie się literaturą, mógłby zostać ciekawym pisarzem. Bronisław Chromy komentował swoje obrazy lirycznymi wierszykami; jeśli Allan Rzepka odczuje analogiczną potrzebę, będę zainteresowany efektem.
Wiesław Ochman wspominał, iż w spektaklu Borysa Godunowa jakieś sto pięćdziesiąt razy na różnych scenach śpiewał partię Dymitra Samozwańca i księcia Szujskiego – i za każdym razem w scenografii coś mu przeszkadzało. Albo była przytłaczająco piękna, albo nieadekwatna do treści libretta, albo dało się wyczuć na milę, że scenograf chciał podkreślić własną indywidualność za wszelką cenę, choćby nawet kosztem rozsadzenia całości spektaklu. Kiedy sam podjął próbę wyreżyserowania tej opery na scenie Opery Śląskiej w Bytomiu, wdrapał się do usytuowanego wysoko między niebem a ziemią mieszkania państwa Bogny i Allana Rzepków.
– Zaczęliśmy wspólnie z Allanem przymierzać się do scenografii – opowiadał mi, gdy pracowaliśmy razem nad książką Meandry. Wiesław Ochman w kręgu Przyjaciół – i od słowa do słowa poczułem, że obaj dążymy, aby powstało coś w zgodzie z intencjami Modesta Musorgskiego, który napisał: „Chciałbym, aby ta opera wstrząsnęła ludźmi posiadającymi sumienie”. Nie wszystkimi ludźmi; wszystkimi bez wyjątku wstrząsa tylko febra, jeśli mieli pecha i zetknęli się z flaviwirusami. Oceniając realnie, bez fałszywej skromności, mój wkład pracy w scenografię i kostiumy to jakieś dziesięć procent, Allana – dziewięćdziesiąt, ale liczy się fakt, że nasza realizacja uznana została za najlepszą w historii śląskiej sceny. Na przedstawieniu był obecny konsul Federacji Rosyjskiej i po spektaklu powiedział do dyrektora naczelnego i artystycznego Tadeusza Serafina: „Wie pan, byłem na Borysie Godunowie w moskiewskim teatrze »Balszoj«, byłem w operze w Kijowie, ale to przedstawienie wydało mi się najbliższe prawdy – a przecież właśnie prawda w sztuce jest nie do przecenienia”.
Współpraca z Wiesławem Ochmanem przy scenografii Carmen i Borysa Godunowa była efektem niepowszedniego talentu naszego wspaniałego tenora, którego prośbie nikt nie potrafi odmówić. Allan Rzepka już wcześniej znakomicie wykorzystał i rozwinął wiedzę zdobytą w trakcie studiów u profesora Andrzeja Stopki, współpracując z teatrami w kilku miastach i teatrem TV we Wrocławiu; na swoim koncie miał między innymi pamiętne scenografie do spektakli Dziadów Adama Mickiewicza, Lilli Wenedy Juliusza Słowackiego, Teatru Klary Gazul Prospera Mérimée, Ballady o człowieku śmiechu Günthera Weisenborna. Swój romans ze sceną postanowił zakończyć w roku 2000 wystawą Malarstwo w teatr uwikłane w Galerii Teatralnej Muzeum Historycznego Miasta Krakowa – ale złamał własne postanowienie, ulegając namowom Wiesława.
Do uzasadnienia tytułu tego katalogu – Trzech w jednym – mamy już dwie osobowości: oryginalnego malarza i wytrawnego scenografa. Trzeci, brakujący element to reżyser i wykonawca spektaklu w teatrze jednego aktora. Każdy obraz Allana Rzepki można odczytywać jako scenę dramatu; z układu i doboru rekwizytów wrażliwy widz domyśla się fabuły zgodnie z własnym usposobieniem i własną fantazją. W obrazy wkomponowana została galeria autoportretów Mistrza. Król, błazen, rycerz, mnich, żeglarz, uczestnik maskarady, chłopiec w pierogu z gazety, włóczęga... Teatr to miejsce, w którym wydarzenia zmyślone opowiadają prawdę o świecie i o nas samych; taki właśnie rodzaj intuicyjnego teatru tworzą obrazy, które dziś możemy wspólnie oglądać. 
Allan Rzepka jest obecnie emerytowanym profesorem ASP. Tu rodzą się pewne wątpliwości. Można być emerytowanym dyrektorem fabryki rajstop, emerytowanym maszynistą pociągów dalekobieżnych, emerytowanym górnikiem i tak dalej, lecz artystą lub agentem służb specjalnych pozostaje się do końca życia – aczkolwiek z całkiem różnych powodów.
Jerzy Skrobot
Komisarz Galerii KBS

Kredyt
Przyjazny
Promocja

Sprawdź

Pożyczka
hipoteczna

Sprawdź

Promocja „Prosta”
bez dodatkowych wymogów

Sprawdź
Sprawdź
Sprawdź

ROR

Student

Standard

Promocja

 

Sprawdź
Sprawdź

Kredyt

obrotowy

Rozwiń 
skutecznie 
Swoją 
Firmę

Sprawdź
Sprawdź

Zdalne
potwierdzanie
tożsamości

 

 

Sprawdź
Sprawdź

Zapytaj

o kredyt

 

Sprawdź

Kredyty na działalność gospodarczą i rolniczą

Wypełnij formularz

Sprawdź

Zastrzeż dokumenty

Sprawdź

801 151 101

Infolinia Krakowskiego Banku Spółdzielczego, w tym pomoc w obsłudze:

• bankowości internetowej KBS24, KBSNet i bankowości mobilnej mKBS

• obsłudze kart płatniczych KBS

tel.: 801 151 101, 12 428 62 00, 12 428 62 36

12 422 09 26, 12 422 82 45

czynna 24h na dobę, 7 dni w tygodniu.